Photo by Benjamin Combs on Unsplash
Hamulce, które spowalniają nasz rozwój lub zupełnie go zatrzymują, są naszymi nieodłącznymi towarzyszami. Prawdopodobnie nikt z nas nie pozbędzie się ich całkowicie aż do śmierci. Panowanie nad nimi wymaga pewnego wysiłku, ponieważ blokują jeszcze mocniej, gdy nie stawia im się żadnych ograniczeń. Kręcimy się wówczas wokół naszych emocjonalnych, możliwie najmniej ryzykownych przekonań. Kiedy hamulce rosną w siłę, rośnie też nasza obawa przed nowym i uruchamia się niezwykłe błędne koło unikania. Im dłużej człowiek czegoś unika, tym obszary życia, w których sam hamuje swój rozwój, są usilniej przez niego unikane i tym bardziej zagrażający charakter zyskują.
Hamulce rozwoju są emocjonalnymi strategiami, które stosujemy w celu unikania lęku, ponieważ ostrzegają nas wyraźnie przed każdym możliwym ryzykiem. Dowolna nowa i nieznana sytuacja wywołuje uciążliwe uczucia, które nam podszeptują: „Lepiej to zostaw! To zbyt ryzykowne, zbyt męczące albo w ogóle do ciebie niepodobne!”. Dla usprawiedliwienia człowiek dostarcza sobie i innym pseudoracjonalnych uzasadnień: „Chętnie bym to zrobił, ale...”. Aby osłabić hamulce rozwoju, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie o to, czy przy nowych wyzwaniach chcemy słuchać ostrzegającego nas wewnętrznego głosu, czy też krzykniemy na niego: „Zamknij się!”.
Hamulec rozwoju: fiksacja
Każdy człowiek potrzebuje pewnej stabilności osobistej, która wyraża się w tym, jak myśli, czuje i działa; sposób ten nie zmienia się stale i jest odczuwany przez nas jako taki, który do nas pasuje. Nazywa się to autentycznością. Konieczna jest jednak ciągła otwartość na rozwój, na próbowanie nowych możliwości, które skrywa nasza osobowość, a których nie dało się dotąd dostrzec w pewnych okolicznościach lub których nie chcieliśmy widzieć. Nazywa się to rozwojem osobistym albo dojrzewaniem. Na początku każdego problemu pojawia się mocne przekonanie, sztywne przeświadczenie – idée fixe odnosząca się do własnej tożsamości, która nie zostawia przestrzeni dla zmian.
W przypadku zafiksowania na własnych określonych cechach zakotwiczenie tego sposobu myślenia jest tak głębokie i silne, że już nie zauważamy, jak ciasny jest gorset, który sobie tym samym fundujemy, i jak absurdalną funkcję spełnia w naszym życiu. Klienci mają skłonność do tego, by widzieć siebie jedynie jako problem zerojedynkowy, na przykład: „mam depresję” albo „mam ataki paniki”. Ci, którzy fiksują się na określonych aspektach swojej osobowości, są święcie przekonani, że owe aspekty pozostają nieodłącznymi, a nawet głównymi elementami tejże osobowości. Dlatego też nie chcą w żadnym razie podawać ich w wątpliwość. Nie są może z tego jakoś szczególnie dumni (co miałoby miejsce w przypadku próżności), ale każdorazowe rozmywanie się tego zasadniczego zrębu ich tożsamości wzbudza nie tylko niepewność, lecz także olbrzymi lęk, gdyż nie wiedzą wówczas, kim są.
Nie tylko chorobliwe fiksacje, które każdej osobie stojącej z boku, a czasem nawet samemu klientowi, rzucają się w oczy, splatają się w nasz kaftan bezpieczeństwa. Także wszelkie wyobrażenia o nas samych, których nie chcemy zakwestionować i które uważamy za zupełnie normalne, ograniczają nasze możliwości. Praktycznie wszyscy ludzie – również ci, którzy w najśmielszych marzeniach nie uznaliby się za potencjalnych klientów – fiksują się na pewnych dogmatach dotyczących własnej osobowości. Jeśli często mówicie: „Jestem osobą, która...”, to powinniście się dokładniej przyjrzeć sobie, gdyż prawdopodobnie trzymacie się kurczowo pewnych cech, które odbierają wam wiele różnych możliwości i hamują wasz rozwój. Jeżeli teraz myślicie: „Co za bzdura, w moim przypadku to nie są tylko czcze słowa, lecz rzeczywiście jest tak i tak!”, to powinien się wam włączyć dzwonek alarmowy […].
Hamulec rozwoju: lenistwo
Ten hamulec rozwoju każdy może codziennie odczuć na przykładzie własnego wewnętrznego lenia. Właściwie to powinnam poćwiczyć, przeczytać książkę, wreszcie wypełnić zeznanie podatkowe… ale zamiast tego rozwalam się na kanapie i oglądam idiotyczną telenowelę. Jestem po prostu zbyt leniwa, by zajmować się czymś męczącym, zwłaszcza gdy chodzi o coś tak nieprzyjemnego jak deklaracja podatkowa. W przypadku klientów jest podobnie. Często dobrze wiedzą, co powinni zrobić i co byłoby dla nich dobre, ale wcielenie tego w życie wymaga energii, którą chętniej zużywają, pielęgnując swoje objawy. Jest to znany wysiłek prowadzący do znanego rezultatu w formie znanego symptomu. Natomiast gdy trzeba skierować energię w inną niż zwykle stronę – a więc w stronę zwalczania lub eliminowania objawu – nie można zagwarantować, że upragniony rezultat się pojawi. Pozostaje niepokojąca niepewność, czy nakład pracy naprawdę się opłaci. W końcu uczucie stojące za lenistwem, tak jak w przypadku fiksacji, to niepokój lub – mówiąc dobitniej – lęk […].
Hamulec rozwoju: tchórzostwo
Związek tchórzostwa z lękiem jest wyraźnie widoczny. Tchórzostwo ujawnia się we wszystkich sytuacjach, które budzą w nas lęk. W przypadku tego hamulca rozwoju nie chodzi jednak o sensowny, uzasadniony strach, który powstrzymuje nas od rzucenia się w drewnianej beczce w wody Niagary, lecz o obawę przed nowymi wyzwaniami, które obiektywnie rzecz biorąc, nie są niebezpieczne, ale których mimo to się boimy. […] Kiedy nie da się pokonać tchórzostwa, prowadzi ono natychmiast do strategii unikania, do zachowań typu „byle z dala od”, które rozprzestrzeniają się na coraz więcej obszarów życia. Dopiero gdy weźmiemy sobie do serca istnienie tego tchórza-byka i mocno chwycimy go za rogi, będziemy mogli poczuć siłę i skierować ją w konstruktywną stronę.